Dobra baza w mojej lodówce: jak zawsze mieć co jeść?

   

Żyjąc szybko mamy ten jeden koszmarny dzień, kiedy ruszamy na zakupy, żeby zapełnić lodówkę na cały tydzień. Nie będę pisać o oczywistościach, że warto się do tego przygotować: zrobić listę zakupów (chyba, że już ją dostaliście od swojego dietetyka wraz z jadłospisem na tydzień), wybrać dobrą porę dnia by nie zwariować w kolejce i nie wydać fortuny na niepotrzebne rzeczy. Ale jak już przytaszczymy te zakupy do domu pojawia sie pytanie: „co z tym wszystkim zrobić?”. Poza bieżącymi zakupami, o ktore trzeba zadbać warto też mieć stałą bazę w kuchni, na tzw. ciężkie dni lub niespodziewane akcje.

Do dzieła! Co robimy z zakupami?

  • owoce cytrusowe i awokado zawsze trzymam poza lodówką, najlepiej z dala od bezpośredniego słońca;
  • nie mając piwnicy osobiście wolę całą resztę, może poza pomidorami, przechowywać w lodówce;
  • sałaty i wszystkie liściaste trzymam w szklanych pojemnikach wkładając zawsze do środka kawałek ręcznika papierowego; nigdy nie zamykam szczelnie pojemnika;
  • drobne liściaste rośliny jak szpinak, roszponka czy jarmuż od razu po zakupie dokładnie myję zimną wodą i osuszam na maxa. Przechowuję jak wyżej;
  • warzywa korzeniowe trzymam w całości. Czasem stosuję kontrowersyjną metodę zrobienia 'gotowca’ z ich niewielkiej ilości aby mieć szybką przekąskę na drugi dzień. Umyte warzywa trzymam w lodówcem w słoiku z czystą zimną wodą (uwaga, każde moczenie warzyw pozbawia ich niektorych witamin rozpuszczalnych w wodzie, mogą też namnażac się bakterie stąd zawsze zalecam przygotowanie i krojenie warzyw tuż przed ich podaniem – „gotowiec” stanowi „mniejsze zło” gdy wiem, że rano nie będę mieć czasu;
  • granat, cudowny antyoksydant, pasujący do owsianki, sałatki czy risotto często kończy w koszu, bo nie chce nam się go obierać brudząc przy okazji całą kuchnię – zawsze robię to od razu – w garnku z zimną wodą, rozrywam na pół i stopniowo, pod wodą, łuskam nasionka, przelewam przez sitko, wkładam do szklanego pojemnika i do lodówki na kawałku ręcznika papierowego. Można też zamrozić w woreczku strunowym i wyjmować w razie potrzeby;
  • pieczywo – lubię świeże pieczywo. Kupuję zawsze chleb dobrej jakości i proszę o pokrojenie w sklepie. Zawijam w ręcznik papierowy i wkładam do zamrażarki podzielony na porcje, w woreczkach strunowych. Rano wyjmuję tylko tyle ile potrzebuję – rozmraża się błyskawicznie;
  • kasza – uwielbiam dostępne już u nas mixy kasz jako alternatywa na szybki, zdrowy posiłek. Zawsze mam w szafce różne rodzaje. Oczywiście najlepiej kupić kasze u dobrego dostawcy, na wagę, ale jeśli chcemy przetrwać i nie mamy czasu kartoniki z rożnymi mixami są idealne; pamiętajcie tylko by nie gotować ich w woreczkach, ze względu na niebezpieczny dla naszego zdrowia Bisfenol A (BPA). Kasze zawsze gotuję na zapas. Mam gotowca na śniadanie, dodatek do sałaty, zmieniając tylko składniki, tę samą zasadę stosuję z makaronami i rożnymi rodzajami ryżu;
  • papier ryżowy – kolejne odkrycie na awarie, bez gotowania, moczymy papier we wrzątku na talerzu, zawijamy nasze pokrojone warzywa ze słoika i mamy w kilka minut warzywne sajgonki do pracy;
  • naleśniki – robię ich zawsze więcej, gotowe placki zakrywam folią spożywczą i mam super opcje na kilka dni: z dżemem na słodko, z warzywami, z sosem, z serkiem i łososiem – wg uznania; można je ponownie podgrzać, lub po wypełnieniu pokroić w małe roladki. Ważne – wypełniam je farszem tuż przed jedzeniem dzięki czemu dłużej mogą przetrwać;
  • zawsze od razu odcinam nać z rzodkiewki, kalarepy czy marchewki – jeśli liście są ładne i świeże blenduję je z oliwą, solą i orzeszkami piniowymi i powstaje genialne pesto. Pod oliwą może przetrwać w lodówce kilka dni. Dodajecie makaron razowy i macie obiad.
  • zimne ziemniaki – gotuję je w całości, najlepiej ze skórką, aby zachować ich cenne wartości. Zawsze coś mi zostaje i mam świetny lunch na drugi dzień. Kroję je w kostkę, dodaję ogórek kiszony, dowolną fasolę i przyprawy wg uznania. Świetny sposób na nieco niższy Indeks Glikemiczny ziemniaków, dzięki skrobii opornej;
  • bulion – to już mój rytuał. Co tydzień, gdy kupie świeżą włoszczyznę nawet nie wkładam jej do lodówki – od razu gotuję ogromny gar bulionu, który potem porcjuję i mrożę. Mam zawsze pod ręką bazę na każdą zupę, sos czy risotto. Na wyjątkowe kryzysy trzymam też ekologiczne kostki bulionowe (zawsze czytajcie skład);
  • sos pomidorowy – obok bulionu obowiązkowy w mojej kuchni. Robię również dużą ilość i porcjuję do zamrożenia. Nie zliczę do czego się przydaje, szczególnie gdy mam nieplanowanych gości;
  • mrożone warzywa i owoce – nie bójcie się ich kupować, zbierane w swoim najlepszym okresie dojrzewania, pełne słońca, mają czasem więcej wartości odżywczych niż kupowane zimą egzotyczne owoce. Zawsze mam zamrożone maliny, jagody, śliwki. Kilka rodzajów fasolki, czy zblanszowane porcje borowików zebranych jesienią. Trzymam też obowiązkowo pokrojony już koper i pietruszkę.
  • oliwa – zwykle mam max 2-3 rodzaje, które rotuję. Nie kupuję za dużo na zapas, bo niektóre, np. olej lniany, szybko tracą świeżość.
  • gdy coś już zbyt dlugo leży w lodówce robie mały recycling: paprykę piekę w piekarniku i po zdjęciu skórki robię jakieś smarowidło lub dodaję do sosu pomidorowego. Rzodkiewki podsmażam al dente z odrobiną masła i sezamu, brokuł wrzucam na bulion i miksuję na krem, pozostałe resztki sałat i innych warzyw wrzucam do jednej miski i robie resztkową sałatkę, z owoców powstaje kompot lub 'resztkowe smoothie”, z czerstwego chleba robię ziołowe grzanki do zupy krem, z czarnych bananów piekę muffiny, które trzymam w lodówce kilka dni, często mam też gotowe „kule mocy” z ziaren i suszonych owoców – genialna przekąska na wynos, resztki warzyw wrzucam na patelnię, zalewam jajkiem i mam genialną frittatę na śniadanie.

Ciekawa jestem jakie są Wasze sposoby na takie ‘logistyczne’ usprawnienia w kuchni?