Jak „ulepić swoja świnkę”, czyli skąd wziąć czas na przygotowanie posiłków i czy warto się poświęcać?

Moja fascynacja rozwiązaniami japońskiego bento nie gaśnie, nie tylko ze względu na prostotę i bogactwo pomysłów, ale też świetne rozwiązania dla dzieci.

Jak co rano wstałam o 6:00 i rozpoczęłam dzień od przygotowania ‘śniadaniówki’ do szkoły. Z kolacji została mi garść ryżu ulepiłam więc na szybko małą świnkę, która w towarzystwie warzyw i tradycyjnych kanapek ożywiła lunchbox mojego syna. Wszystko zajęło mi 3 minuty więcej niż zwykle (tyle co wycięcie ryjka i uszu z plasterka wędliny). Dumna z siebie zapakowałam pudło do tornistra i wrzuciłam zdjęcie mojego bento w „internet”. Wśród wielu pozytywnych komentarzy jeden zainspirował mnie do tego wpisu:

„widać, że masz zdecydowanie za dużo czasu…😉

Nagle poczułam się irracjonalnie ‘winna’. Co znaczy ‘za dużo”? Robię coś źle? Marnuję cenny czas? Niby tekst z uśmiechem, ale tak mi zaleciało pejoratywną oceną. Dlaczego rzeczy, które wyglądają inaczej i stanowią efekt naszej troski o bliskich wyzwalają taki komentarz? Dlaczego zakładamy, że jeśli ktoś znajduje na to czas z pewnością nic nie robi? Dlaczego nie pomyślimy po prostu, że ten ktoś kocha swoich bliskich i jest w stanie zrobić dla nich taki poranny wysiłek? Dla mnie to najcenniejszy czas każdego dnia.

W czasach, gdy pracowałam w korporacji przygotowanie kilku posiłków do biura zajmowało mi rano ok 40 minut. Gros moich współpracowników poświęcało ten czas na dłuższy sen. Byłam w stanie zrobić kolorowe sałatki, danie na ciepło i przekąski, wszystko pięknie zapakować. Odwoziłam dziecko do przedszkola i robiłam szybkie zakupy w warzywniaku. Pracę zaczynałam o 9:00. Nie byłam cyborgiem. I byłam niewyspana do bólu. Dobrze panowałam nad logistyką, bo to było dla mnie ważne. Wieczorem planowałam co zjem następnego dnia, niektóre rzeczy mogłam przygotować wcześniej. Zawsze kładłam się spać o 22:00 i wstawałam o 6:00. Moje dziecko od urodzenia miało zapewniony przewidywalny rytm dnia i snu. Bez tego nie zapanowałabym nad sytuacją. Musiałam się tego nauczyć bo to było dla mnie ważne. Ale nadal słyszałam komentarze „skąd ty bierzesz na to czas”.

Chcemy tylko prostych i tylko szybkich rozwiązań. Moim pacjentom staram się upraszczać pewne procesy jak mogę, daję praktyczne wskazówki i sposoby na przygotowania posiłków, ale pewna baza i zmiany po prostu muszą być zrobione. Tak jak w każdej innej dziedzinie. Nie osiągniemy sukcesów w sporcie, nauce, zawodzie, jeśli nie poświecimy czasu na przygotowanie, doskonalenie i utrwalanie wiedzy, często przy wyrzeczeniach. Ale najważniejsze – nie wprowadzimy skutecznie nowych nawyków, jeśli nie znajdziemy w tym odrobiny radości. Czasem dodatkowa ‘wisienka na torcie’ czyni wielką różnicę.

Wszystkich zaczynających wprowadzanie zdrowych nawyków żywieniowych zachęcam do kilku prostych zasad:

  1. Pomyślcie wieczorem co będziecie jeść następnego dnia, zastanówcie się co można przygotować wieczorem, co rano, a co kupić po drodze lub na wynos, co mamy w lodówce i co można z tego zrobić;
  2. Właściwie przechowujcie jedzenie by było zawsze świeże i szybko dostępne (stosujcie szklane pojemniki, posortujcie wlaściwie jedzenie, zabezpieczcie to, co już ugotowane czy pokrojone);
  3. Inspirujcie się pomysłami z Internetu, aplikacji i książek kucharskich – jeśli mamy tylko 3 składniki zawsze znajdzie się na nie fajny przepis (aplikacje typu Apetito: powiedz co masz w lodówce a my powiemy ci co ugotować);
  4. W momentach kryzysu korzystajcie z gotowych, ale rozsądnie wybranych rozwiązań: zdrowego cateringu, świeżej sałatki a nie odgrzanego kotleta na stołówce;
  5. Pilnujcie „punktów stałych” swojego dnia. Nowe nawyki szybciej i łagodniej zagoszczą w Waszym życiu;
  6. Dobrze planujcie zakupy by uniknąć pustej lodówki i ratowania się drożdżówką po drodze, zawsze powinny w niej być warzywa i owoce;
  7. Jeśli już niczego nie zaplanujecie i macie w lodówce resztki szukajcie pomysłów na ich wykorzystanie – będziecie zaskoczeni ile można wycisnąć ze zwiędłej sałaty czy mało chrupiącej rzodkiewki (polecam książkę „Gotuję nie marnuję”);
  8. Celebrujcie przygotowanie posiłków: kupcie fajne lunchboxy i akcesoria, zwracajcie uwagę na estetykę i wygląd talerza, dbajcie o kolory potraw, ładną serwetkę;
  9. Raz w tygodniu zróbcie sobie wyzwanie: kupcie coś abstrakcyjnie brzmiącego jak ‘pitaja, topinambur, passiflora, skorzonera czy okra” i znajdźcie na to przepis;
  10. Pochwalcie się swoimi posiłkami: róbcie im zdjęcia i wrzucajcie na Instagram, wzbudzajcie podziw i zazdrość (a co tam!) przy otwieraniu swoich kolorowych posiłków w pracy;
  11. Nigdy nie czujcie się winni jeśli robicie coś dla siebie lub bliskich. To Wasz czas i tylko Wy decydujecie jak go wykorzystać. To najbardziej wartościowy czas w naszym życiu.

 Życzę Wam, abyście zawsze go znależli i czerpali codzienną radość z „ulepienia swojej świnki”.

I nigdy nie czujcie się winni z tego powodu!